AstraphUriel

Czyli: po X miesiącach (gdzie X dąży do nieskończoności) postanowiłem reaktywować swoje, pogrzebane kilkoma tonami kurzu, konto na DA. Zwłaszcza, że pewna smoczyca (~DracoSmok (https://www.deviantart.com/dracosmok)) wreszcie przekonała mnie, żeby spróbować wrzucać tutaj swoje próby literackie. To znaczy, te które uważam że mogą ujrzeć światło dzienne. Czy powinny, to już całkiem inna sprawa :p

No i wyjeżdżam z Krakowa. Znaczy, niby tylko na tydzień, ale tak jakoś... Dziwnie mi z tym. Z jednej strony, miło wrócić na jakiś czas do rodziny (zwłaszcza że od Wielkanocy mnie w domu nie było ani razu), ale z drugiej... Przyzwyczaiłem się do bycia w Krakowie. Wybrać się nad Wisłę, nawet do głupiej Galerii się przejechać, połazić bez celu. Nawet moje średnio lubiane studia nie zdołały mi obrzydzić tego miasta. A właśnie... Licencjat obroniony. Na 5, więc jestem zasadniczo happy. Może nie tak

Najpierw, znając życie, wkurzę parę osób: sesję (oby) kończę w środę. Z drugiej strony - zaczynam ostatecznie mieć dosyć swojego "kochanego" rosjoznawstwa. Aż ciężko mi uwierzyć, że trzy lata temu szedłem na to z zapałem i hurraoptymistycznym podejściem. A tu niespodziewajka - wyobrażenie rozminęło się z rzeczywistością jak rewelacje pewnego popularnego ostatnimi czasy duchownego ("...wiedz że coś się dzieje" i takie tam). Masa głupot (perełka z ostatniego egzaminu: data dzienna I zjazdu Z